15 sierpnia 2012

Rozdział VII

 Jestem okropna, wiem! Przepraszam za tak długi czas niepisania... Po jakimś roku (?) zapraszam na nowy rozdział! Mam nadzieję, że się spodoba :))



Laylana.
Dziwne uczucie... Czułam pogardę do samej siebie i jednocześnie mojej siostry , chociaż wiedziałam, że ona sama nie jest temu winna, że jej to wszystko wmówiono. Zresztą tak jak i mnie. Ale ja nie byłam tak bardzo przesiąknięta przyzwyczajeniami Zgromadzenia i czułam, że to, co czynią i co wszystkim wpajają jest złe. Tak bardzo złe, że aż smutne. Za każdym razem było mi cholernie przykro, gdy widziałam te wszystkie pogardliwe spojrzenia zwrócone w moją stronę, gdy ludzie celowo popychali mnie w tłumie słysząc przy tym szepty, które były na tyle głośne, abym je mogła usłyszeć. To fakt, straciłam już cztery dusze. Ale to wbrew opinii innych były dla mnie bardzo ważne. Prawdą jest też, że ja sama jestem już na skraju wyczerpania, ale inni tego nie widzą, jak bardzo się staram. Zaprzedałam duszę diabłu...? Nic z tych rzeczy. Co najwyżej serce.
Byłam święcie przekonana o tym, że Lotte zdążyła już opowiedzieć Dorianowi moją przeszłość związaną z bycia Strażnikiem, a on sam nabrał wobec mnie uprzedzeń, by nie powiedzieć, że tak samo mnie znienawidził jak pozostali. Zresztą "pięknie" było to uwydatnione, gdy obronił Lotte przede mną... Mimo to poruszałam się dość szybko i byłam coraz bliżej domu Doriana. Tak, miałam zamiar wpakować się do niego na noc bez żadnego uprzedzenia. Trochę się krępowałam, ale na dobrą sprawę nie miałam gdzie spać. Rodzice mnie w domu nie tolerują, a w Zgromadzeniu afera, bo znowu nastąpiła zmiana zastępcy Kapłana. To już chyba drugi raz w tym miesiącu...Nikt nie wie po co i dlaczego, ale widocznie tak ma być.
W każdym bądź razie znalazłam się już przed drzwiami domu Doriana i byłam gotowa zadzwonić, ale nagle uświadomiłam sobie, że o tej porze nie wypada... Z moich obliczeń wynikało, że było już dobrze po północy, więc spuściłam rękę i cofnęłam się nieco, spoglądając na okno, które należało do pokoju chłopaka. Nieco zdezorientowana zauważyłam na ścianie domu wijącą się po drewnianej drabinie latorośl. Sama byłam zdziwiona, jaki głupi pomysł wpadł mi do głowy, ale nie miałam wyjścia.
Po chwili znajdowałam się już na drewnianej drabinie. Wspinaczka była nieco toporna, gdyż w ciemności kompletnie nie widziałam, gdzie stawiam nogę a i roślina była myląca. W końcu znalazłam się na poziomie okna, które oddalone ode mnie było jakiś metr. Na szczęście było otwarte, gdyż noc była ciepła. Zrobiłam wielki krok, który pozwolił mi prześlizgnąć się do pokoju. Ale znając moje szczęście, nie mogłam się spodziewać, że pójdzie tak łatwo... Byłam prawie pewna, że cały dom już śpi i zupełnie zapomniałam o Corinne, która ni z tego, nie z owego pojawiła się w oknie, niczym zjawa z horrorów, przyprawiając mnie o zawał serca. Krzyknęłam więc przeraźliwie, a moja równowaga się zachwiała, powodując, że z głośnym hukiem spadłam z parapetu na podłogę. Teraz byłam już pewna, że obudziłam cały dom...
- Co do cholery...! - usłyszałam zaspany głos Doriana.
- O rety, przepraszam, przepraszam cię! - tym razem była to Corinne, która pomogła mi wstać. No tak, zupełnie zapomniałam, że duchy nie śpią... - Wystraszyłam cię..? Tak mi przykro, Layla, przepraszam...!
- Layla? - powtórzył zdziwiony chłopak i natychmiast zapalił lampkę nocną, która pozwoliła mu ujrzeć moje oblicze. - Co ty tu...?
- Dorian... - przerwałam mu. Byłam cholernie zdziwiona... - Dlaczego ty...?
- To ja tu zadaję pytania. Jak tyżeś się tutaj znalazła?!
 - Wybacz mi, ale ja naprawdę nie miałam gdzie spędzić nocy! Wdrapałam się po drabinie, a że cię obudziłam, to już inna sprawa. - tu spojrzałam na Corinne, która się nieco zmieszała, lecz rzuciła mi gniewne spojrzenie mówiące "trzeba było nie krzyczeć". - Poza tym... na miłość boską, Dorian! Dlaczego ty nie jesteś w piżamie?!
Chłopak wyraźnie się zawstydził i natychmiast spojrzał na swoje ubranie. Najwidoczniej był tak zaaferowany i jednocześnie zmęczony wydarzeniami dnia poprzedniego, że padł jak długi na swoje łóżko po przyjściu do domu.
Po chwili konsternacji spojrzał się na mnie z przejęciem.
- Jaka ty jesteś dziwna. - rzucił.
Nie zaprzeczyłam, tylko uśmiechnęłam się do niego w ramach przeprosin za całe to zamieszanie. Na szczęście Dorian nie należał do osób, które z byle powodu robią awanturę i nie zadają zbędnych pytań. Z drugiej strony zrobiło mi się go szkoda, bo stał taki zaspany z rękami w kieszeniach spodni i nad czymś głęboko myślał. Poczułam natomiast ulgę, gdyż widocznie nie był do mnie wrogo nastawiony i nie miał zamiaru mnie wyrzucać ze swojego własnego domu, do którego się bezczelnie wprosiłam.
- Jesteś głodna? - zapytał po chwili.
- N-nie.. - odparłam zmieszana, ale, o ironio, jak na przekór zaburczało mi w brzuchu.
Chłopak jak na komendę podszedł do jednej z szafek i otworzywszy ją, wyciągnął z niej otwartą już paczkę czekoladowych ciastek z galaretką. Najpierw wyciągnął z niej jedno z nich dla siebie, po czym wręczył mi resztę.
- Masz. - odparł. - Lubię sobie podjadać w nocy, ale tobie chyba bardziej się przydadzą.
"Lubi sobie podjadać" - jak to dziwnie zabrzmiało. Nie miałam zamiaru denerwować Doriana żadną kąśliwą uwagą, więc przyjęłam ciasteczka z uśmiechem na twarzy, po czym zaczęłam pałaszować jedno za drugim.
- D-dziękuję... - wydukałam po chwili, mając nadzieję, że zabrzmiało to prawdziwie.
Dorian nie odpowiedział, jedynie usiadł na łóżku, jakby z zamiarem dalszego pójścia spać, całkowicie ignorując moją obecność w jego pokoju. Corinne natomiast podeszła do okna i wpatrywała się w pełnię Księżyca.
- Wiesz... - zaczął jednak chłopak. - Lotte mówiła mi o jakiś kursach przygotowujących do bycia pełnoprawnym Strażnikiem... O co w tym chodzi?
Odłożyłam ciastka na podłogę.
- Nauczysz się walczyć z demonami. Służy do tego specjalna broń... - zaczęłam, ale po chwili musiałam przerwać, gdyż usłyszałam głośny huk i zbliżające się kroki.
Dorian natychmiast do mnie podszedł, gwałtownie postawił na nogi i wepchnął bez pytania do swojej szafy.
- Siedź tam cicho! - rzucił.
Było tam miękko, musiałam wylądować na jakiś ubraniach... Nagle drzwi pokoju jakby się otwarły. Przyłożyłam ucho do drzwiczek.
- Dorian, to straszne...! - usłyszałam cichy głos, który już wcześniej gdzieś słyszałam.
- Nico, co się stało?
Przypomniałam sobie... Nico to brat Doriana, którego poznałam ostatnim razem.
- J-ja się boję... - odparł chłopak. - Mogę z tobą dzisiaj spać?
- Ale o co chodzi? - zapytał Dorian.
- Czułem jego oddech na mojej szyi, obserwował mnie... Potem usłyszałem huk i od razu do ciebie przybiegłem. Zeszłej nocy było tak samo. Ja... ja... Ja czasem słyszę, jak on coś do mnie szepce.
- Na litość boską, Nico, o kim ty mówisz?! Coś ci się śniło.
- O złym duchu, który mnie prześladuje...
Serce podskoczyło mi do gardła. Miałam wielką ochotę wyjść z tej szafy i pobiec do pokoju Nico, w którym najprawdopodobniej znajdował się demon, ale automatycznie zapewniłabym sobie "przytulną" noc na chodniku... Miałam wrażenie, że rodzina Doriana nie pozwoliłaby mi tu spać. Zresztą, o czym ja myślę? Przecież nie mogę cały czas myśleć tylko o własnym tyłku...
- Zły duch? Widziałeś go...?! - zdziwił się Dorian.
- Raz tylko...
- Jak wyglądał?
- Nie wiem, nie pamiętam... Wiem tylko, że był dość wysoki, ciemny...
- Mówiłeś o tym komukolwiek?
- N-nie... To znaczy mówiłem mamie, że nie chcę spać w pokoju, ale zignorowała mnie. - wyjaśnił Nico. - Dorian... wierzysz mi?
Nastała chwila ciszy.
- Oczywiście. - odparł starszy brat, ale czułam w jego głosie powątpiewanie mieszane z trwogą. Nico ucieszył się.
- Nie wiem, co bym zrobił bez ciebie... Boję się... - głos chłopca zaczął drżeć z przejęcia.
Dorian jakby się zawahał.
- Nie wiem, co sobie pomyślisz, ale... - słyszałam, jak podchodzi do szafy. - Później ci wyjaśnię.
Chłopak otwarł drzwi, a jasny promień światła pochodzącego z lampy raził prosto w moje oczy.  Dorian podał mi dłoń, abym mogła wyjść i stanąć o prostych nogach. Spojrzałam wstydliwie na młodszego brata, a na jego twarzy malowało się zdziwienie.
- Cz...cześć. - wydukałam nieśmiało. Nie chciałam nawet sobie wyobrażać, o czym myślał Nico widząc mnie po raz kolejny w jego domu, w dodatku o tak późnej porze.
- Wszystko słyszałaś? - zapytał Dorian.
Potwierdziłam, przytakując głową, niepewna, do czego zmierza. Dorian zerknął na zdezorientowanego Nico, po czym zbliżył swoje usta do mojego ucha.
- Myślisz, że to mógł być demon? - wyszeptał niepewnie.
Powstrzymywałam się, aby nie parsknąć śmiechem. Świeżo upieczony Strażnik mówiący ze strachem o takich zjawiskach, jak demony był dla mnie powodem do niezłego wyśmiania. W dodatku Dorian zgrywający twardziela, który mięknie, gdy przyjdzie co do czego... Chłopak chyba zauważył moją reakcję, bo nieoczekiwanie pstryknął palcami w moje ucho, które po chwili zapiekło.
- N-no co ty...
- Masz iść sprawdzić do pokoju Nico, co jest grane! - rozkazał Dorian.
- Ja sama? To chodź ze mną.
- Po co?
- Po jajco. Boisz się?
Trafiłam w jego czuły punkt. Na twarzy Doriana pojawiło się zakłopotanie.
- Poczekaj tu. - rzucił w stronę młodszego brata, po czym ruszył w kierunku drzwi.
W tym momencie miałam ochotę ochrzanić go z góry na dół za to zachowanie, ale nie mogłam tego zrobić przy osobie nie mającej w ogóle styczności ze światem strażników. Otóż nie mogłam pozwolić, aby zostawić Corinne samą, bez opieki, która z boku przyglądała się całej sytuacji z niepewną miną. Podeszłam więc do niej, złapałam rękę i pociągnęłam za sobą. Nico musiało się to wydawać głupie, ale nie dbałam o to. Jeżeli w tym domu rzeczywiście czaił się demon, to byłaby to świetna okazja dla niego, aby porwać Corinne. Jednak ona wyraziła sprzeciw.
- Będę tu bezpieczna. - powiedziała głośno, na szczęście Nico nie był w stanie jej usłyszeć.
Pokiwałam przecząco głową na znak, że nie ma racji.
- Dorian jest wystarczająco blisko, a ja nie wyczuwam obecności demona. Wręcz przeciwnie. - uśmiechnęła się, jakby przypomniała sobie o czymś przyjemnym.
Nie mogłam przecież zacząć się z nią szarpać, chociaż sumienie podpowiadało mi coś innego.
- Mam tu zostać sam? - zapytał cicho Nico.
- Zaraz wrócimy. - odparł Dorian. - Sprawdzimy tylko twój pokój, ta pani zna się na duchach.
Przegięcie, nazwanie mnie przez Doriana "panią" spowodowało, że poczułam się o jakieś dwadzieścia lat starsza. Chciałam go walnąć, ale pomyślałam, że nie będę bić młodszego.
Pozwoliłam więc sobie tylko na popchnięcie go w stronę wyjścia z pokoju.
W holu panowała ciemność, która idealnie łączyła się z ciszą, tworząc mroczny nastrój. Dorian oświetlił sobie drogę wyświetlaczem swojej komórki, ale ja nadal pozostawałam ślepa, więc chcąc, nie chcąc zbliżyłam się do niego. Pokój Doriana i Nico dzieliła sypialnia rodziców, oraz salon.
- Co, jak na nas napadnie? - wyszeptał Dorian.
- No co ty, prędzej porwie Corinne.
Dorian głośno przełknął ślinę.
- Oby nie. - rzucił krótko, jakby nie był w stanie powiedzieć nic więcej.
Kilka delikatnych kroków w przód spowodowało, że znaleźliśmy się tuż przed otwartymi drzwiami do pokoju Nico. Najwyraźniej uciekł z niego tak szybko, że zapomniał zamknąć je za sobą. Przekraczając próg, podłoga głośno zaskrzypiała. Poczułam, że Dorian jeszcze bardziej zbliżył się do mnie. Naprawdę był przerażony... Zamknęłam za nami drzwi w nadziei, że nie obudziliśmy pozostałych domowników. Sięgnęłam dłonią w stronę pstryczka, w celu oświecenia światła, ale Dorian mnie uprzedził, dlatego niechcący natrafiłam na jego dłoń. Szybko ją odsunęłam, a pokój został oświetlony przez wiszącą na suficie lampę.
Było pusto. Nie czułam nawet obecności demona, które zwykle objawia się u mnie zimnym potem na czole, oraz przyspieszonym biciem serca. Sytuacja ta jednak mnie nie zadowoliła, więc wyciągnęłam z tylnej kieszeni spodni srebrny proszek, który miał na celu ochronę przed demonami. Uchwyciłam szczyptę między palce i rozsypałam na podłodze w kształcie krzyża.
- To dla bezpieczeństwa. - wyjaśniłam. - Na szczęście niczego nie wyczuwam, twojemu bratu musiało się coś przyśnić.
- W takim razie dlaczego to rozsypałaś? - zapytał Dorian z nutą niedowierzania w głosie.
- B-bo... - zająknęłam się.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. To prawda, stosowałam różnego rodzaju środki ostrożności, gdyż nie mogłam już sama sobie zaufać. Moja dusza była zbyt poraniona, aby funkcjonowała poprawnie, dlatego udawałam, że wszystko jest w porządku. Znów o tym zapomniałam... Nie wiedziałam, co powiedzieć i co zrobić, więc bez zastanowienia dotknęłam opuszkami palców swojej blizny pod okiem. Poczułam się pusta w środku i tak bardzo bezużyteczna. Miałam nadzieję, że Dorian przejmie inicjatywę, ale on przecież nie miał jeszcze pojęcia o łapaniu demonów. Zdałam więc sobie sprawę, że gdyby teraz pojawił się zły duch, wówczas wszystko byłoby przegrane. I to przeze mnie. Chciałam jak najszybciej wrócić do Corinne, aby móc jej przekazać, że może być spokojna, ale z bezsilności nie mogłam się ruszyć.
W tym momencie poczułam na mojej dłoni uścisk, który przeszył całe moje ciało i odsunął ją od blizny. Była to dłoń Doriana. Po chwili jego palce splotły się razem z moimi, co spowodowało, że poczułam się niezręcznie. Nie wiedziałam, co właśnie się dzieje, ale wnet na policzku poczułam ciepło jego drugiej dłoni. Spojrzałam zdezorientowana na jego twarz. Patrzał prosto w moje oczy, ale nie uśmiechał się. Po chwili zrobił krok do tyłu, pociągnął mnie za sobą i plecami zgasił światło. Nie mam pojęcia, czy ruch ten był zamierzony, ale w tym momencie było to zbyt skomplikowane, żeby się nad tym rozwodzić. Jego kciuk przejechał delikatnie kilka razy po mojej twarzy, a ja poczułam, jak zaczynają piec mnie policzki. Było całkowicie ciemno, nie widziałam twarzy Doriana, jedynie czułam, jak jego ciało coraz bardziej zbliża się ku mojemu, aby ostatecznie wtulić moją twarz w jego pierś.
- Czym ty się przejmujesz? - wyszeptał, jakby potrafił czytać mi w myślach.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Z jednej strony czułam, że to irracjonalne zachować taki spokój podczas, gdy przed chwilą podejrzewana była obecność demona w jego domu, a z drugiej... z drugiej strony przyjemność wynikająca z kontaktu fizycznego z Dorianem była nie do odparcia. Trochę niepewnie odwzajemniłam uścisk. Moje nozdrza wpijały się delikatnie w koszulkę chłopaka i czułam przyjemny zapach jego perfum. Ów zapach przypominał mi coś, co zdarzyło się dawno, coś bardzo przyjemnego... Niestety, moja pamięć nie pozwoliła mi przypomnieć sobie tej chwili. Powoli zamknęłam oczy, uspokojona faktem, że jest ktoś przy mnie, tak blisko. Dawno tego nie czułam... Ostatni raz... właśnie, kiedy? Dorian delikatnie przygładził ręką moje włosy, poczułam na ciele lekkie drgawki.
Wtem, usłyszałam huk, jakby coś obok nas upadło na ziemię. Przeraziłam się i uniosłam lekko głowę, jednak Dorian nie pozwolił mi się od siebie oderwać, a w konsekwencji nie wiedziałam, czym owy hałas był spowodowany.
- Spokojnie, to tylko drzwi się zamknęły. - odparł.
Pokiwałam głową na znak, że mu wierzę. Znów pogłaskał mnie po głowie.
- Może to trochę śmiesznie zabrzmi... - zaczął i zaśmiał się. - Ale pomożesz mi pomóc Corinne?
- Oczywiście! - odparłam.
Dorian powoli wstał. Nadal nie widziałam jego twarzy, mimo, że blask księżyca wpadał przez okno.
- Idę powiedzieć Corinne, że nic jej już nie grozi.
Powiedziawszy to, delikatnie musnął moje wargi swoimi ustami w geście pocałunku i wyszedł zostawiając mnie na podłodze. Byłam wstrząśnięta tym, co się przed chwilą stało... Nie rozumiałam jego zachowania, ale czułam się szczęśliwa. Czyżbym znalazła kogoś, kto mógł zaakceptować mnie taką, jaką jestem, pomimo, że znamy się tak krótko...? Uśmiechnęłam się do samej siebie i spojrzałam w bok na łuną bijącą od księżyca. Ku mojemu przerażeniu na podłodze ujrzałam coś, co sprawiło, że moje serce zabiło jeszcze mocniej, było to leżące ciało. Zapominając o wcześniejszym zdarzeniu natychmiast podniosłam się z podłogi, oświeciłam światło i podbiegłam do leżącego na ziemi człowieka. Do głowy wdarł mi się niesamowity ból... taki sam, kiedy wyczuwam obecność demona. Spojrzałam na twarz leżącego i dostrzegłam, że było to... Dorian. Zupełnie nieprzytomny. Wtedy dotarło do mnie, że osobą która w jednej chwili omotała mnie swoim urokiem, nie było on, ale zupełnie... zupełnie ktoś inny. Zanim jakkolwiek zdążyłam zareagować na tę sytuację, do pokoju wbiegł młodszy brat Doriana, Nico.
- Proszę pani... - w jego głosie usłyszałam płacz. - On znowu przyszedł...
- Kto taki?!
- Ten zły duch...