4 lipca 2011

Rozdział II

Mamo, nigdy nie zapomnę, gdy ja uczęszczałem jeszcze do przedszkola, wbiegłaś do mojego pokoju. Ja już prawie zasypiałem, a ty wtuliłaś się we mnie i cała rozdygotana powiedziałaś, że śpię dzisiaj z wami, bo tata cię nastraszył, że w naszym domu jest duch. Oczywiście żartował. Jak dobrze, że odziedziczyłem charakter po ojcu...
            A wracając do obecnej sytuacji...
-         Naćpałaś się, czy co? – tak właśnie skwitowałem słowa czerwonowłosej dziewczyny, które przed chwilą usłyszałem. Nie spodziewałem się jej reakcji. Dziwnie się jakoś nadęła, wykrzywiła usta i zmarszczyła brwi. Wyglądała przekomicznie, dlatego parsknąłem śmiechem prosto w jej twarz. Mam nadzieję, że kropelki mojej śliny jej nie dosięgły...
-         N-nie śmiej się ze mnie! – wydukała. – Mówię prawdę!
Jasne. Chciałem ją raczyć jakąś prostą, acz skuteczną odpowiedzią, żeby się odwaliła, bo ja nie daję sobie w żyłę, ale mój atak śmiechu mi na to nie pozwolił. Ale jaja, widzi duchy!
-         Ej, a to może powiedz mi coś jeszcze ciekawego? – nawet nie wiecie, jaką trudność sprawiło mi wypowiedzenie tego zdania. Tak, nadal się śmiałem.
-         Mogę ci powiedzieć mnóstwo ciekawych rzeczy, ale pod warunkiem, że się uspokoisz!
Wyglądała tak poważnie, że w pewnym momencie zrobiło mi się jej szkoda. Jakimś cudem zatrzymałem w sobie kolejny wybuch śmiechu, który łaskotał mnie od środka. Musiałem sobie przypomnieć jakieś przykre zdarzenia z mojego życia. Na przykład pogrzeb babci.
Dziewczyna spojrzała na mnie z pewnego rodzaju pogardą.
-         Dobra, przepraszam. – wymamrotałem. – Ale przyznasz, że było to zabawne?
Nie odpowiedziała, tylko przewróciła oczami do góry, dając mi do zrozumienia, że zachowuję się jak totalny gówniarz.
-         Posłuchaj, Dorianie...
I w tym momencie znowu poczułem to dziwne uczucie, które wiązało się z moją nieznajomością jej osoby a zarazem jej wiedzą na mój temat. Pozbyłem się więc mojego dobrego humoru i postanowiłem jej wysłuchać. Chciałem się przynajmniej dowiedzieć, skąd mnie zna, te dziwne dziewczę z tatuażem pod okiem.
-         Mów więc, ale raz a porządnie. – poprosiłem, bo jej wcześniejsze stękanie doprowadzało mnie do szału.
Dziewczyna przytaknęła.
-         Interesowałeś się kiedyś zjawiskami paranormalnymi, prawda?
-         Tak, skąd...?
-         Ona mi wszystko powiedziała.
-         Ona?
Zdziwiłem się. Czyżby miała na myśli tego rzekomego ducha, który się za mną czaił? Delikatnie przytaknąłem.
-         Więc dziwi mnie twoja reakcja na to, co ci oznajmiłam.
Powiedziała to takim tonem, że poczułem, jak powoli maleję... O tak, poczułem się jak niedouczony chłystek, mały śpik, który próbuje wszystkim udowodnić swoje racje. Wszyscy są głupi, tylko nie ja! To naprawdę straszne, ale w jednej chwili stałem się podwładnym kobiety...
-         Jestem kimś w rodzaju medium, czyli strażnikiem dusz. Widzę duchy, mogę z nimi najzwyczajniej w świecie rozmawiać. Ale nie na tym kończy się moja rola. Wysłał mnie sam Bóg, abym pomagała tym zbłąkanym duszom stać się aniołami, a tylko one mają wstęp do nieba.
W tym momencie jej twarz przybrała kamienny wyraz. Trochę mnie to zaniepokoiło, ale siedziałem cicho. I tak niedowierzałem w to co mówi, chociaż coraz bardziej mnie do siebie przekonywała.
-         Wiesz... musisz ją ochronić. – powiedziała bezbarwnie. Gdyby umiała, zastygłaby jak lawa, bez znaku życia.
Ale po chwili spojrzała mi prosto w oczy. Nie miała rozszerzonych źrenic, była zupełnie trzeźwa.
-         Jako samotna dusza jest narażona na atak ze strony wysłanników Diabła...
Po mojej twarzy przeleciał delikatny uśmieszek. Był spowodowany moją nieumiejętnością skupienia się. Na moje nieszczęście dziewczyna go dojrzała i w jednej chwili jej otwarta dłoń znalazła się na moim policzku, wymierzając mu porządny cios.
-         Przestań, do cholery! – krzyknęła, zrywając się na równe nogi.
-         Ale, ale... Co ja?! Za co?!
Przegięcie pały. Właśnie zostałem okrutnie spoliczkowany przez nieznaną mi wariatkę, która plecie mi jakieś dyrdymały o niestworzonych rzeczach. Miała szczęście, że była dziewczyną, bo w innym przypadku bym ją porządnie zlał. Jak na złość, nie byłem w stanie zrobić czegokolwiek w mojej obronie. Patrzała na mnie z nienawiścią, pogardą i bezwładnością jednocześnie, ręce trzymała na biodrach, lekko pochylona z ustami złożonymi w złowrogi dzióbek, a ja nawet ze strachu nie mogłem spojrzeć na jej biust.
-         Za co?! To jest naprawdę poważna sprawa, ja... ja... – załkała cicho, spojrzała na swoją dłoń, która przed chwilą otarła się dość mocno o moją twarz.
Patrzałem tylko z otwartą gębą i dłonią na bolącym policzku, co czerwonowłosa postąpi w najbliższej chwili. Ja naprawdę nie chciałem się zaśmiać! Nie wiem, czy mówiła prawdę, czy też nie, ale skłonny byłem jej uwierzyć. Ona zaś ze łzami w oczach spojrzała na mnie z góry, otarła ręką oczy, obróciła się na pięcie i niezdecydowanym krokiem odeszła od mojej ławki.
Nie próbowałem jej zatrzymywać. Jak szybko się zjawiła, tak szybko odeszła zostawiając mnie samego z natłokiem myśli.
A co, jeżeli mówiła prawdę...? Była bardzo poważna. Wiedziała też, jak mam na imię, twierdząc, że dowiedziała się tego od ducha. Po moim ciele przeszły ciarki... Impulsywnie spojrzałem to za jedno, to za drugie ramię. Nikogo nie było. Z drugiej strony nigdy nie doświadczyłem obecności ducha. Żadnych dziwnych przesunięć przedmiotu, otwierania się drzwi, trzaskania i tym podobnych. Ale chwila moment... ta naćpana dziwaczka powiedziała, ze to jest ona. Dziewczynom przecież nie w głowie takie głupie zabawy. Dziewczyny wolą... ożesz w mordę!
-         Jesteś tutaj...? – zapytałem niemalże szeptem.
Miałem nadzieję, że rzekomy duszek mi odpowie. Niestety, nie otrzymałem żadnego odzewu w zamian. Przeciągnąłem się więc, lekko zawiedziony, powstałem z mojej ławki i opuściłem miejsce, które do tej pory zajmowałem. Wsadziłem ręce do kieszeni i począłem wymijać przechodniów, którzy spacerowali w słoneczne popołudnie po parku. W sumie to nie wiedziałem, gdzie się udać. Byłe nie do domu, oddalałem się od niego jak najdalej. Miałem także nadzieję, że nie spotkam już czerwonowłosej dziewuchy... Do końca też nie wiedziałem, czy mówiła prawdę.
Gdy tak szedłem w blasku słońca,  jakiś malutki kamyczek na drodze sprawił, że się potknąłem. O mały włos bym niezłego orła wywinął! Obróciłem się, aby go kopnąć. Gdy już uniosłem nogę ku górze pech sprawił, że druga stopa spoczęła na innym, wrednym, dość dużych rozmiarów kamyczku, przez co straciłem równowagę i tym razem runąłem jak długi o ziemię, waląc łepetyną o betonową posadzkę. Przerażający ból przeszył moją głowę. Miałem wrażenie, że cała moja czaszka jest już w kawałkach. Jakiś starszy pan podszedł do mnie z wyciągniętą reką, pozwalając mi wstać do pozycji siedzącej.
-         Chłopcze, nic ci nie jest? – zapytał dobrotliwym głosem.
Głowa mocno mnie bolała, ale odpowiedziałem, że nic mi nie jest, że sobie poradzę, a to tylko moja nieuwaga. Mężczyzna pokiwał dobrotliwie głową z uśmiechem na twarzy i odszedł. W oddali jakieś dziewczyny w wieku gimnazjalnym śmiały się ze mnie niemiłosiernie. A niech was szlag, i tak macie krzywe nogi.
Pomacałem delikatnie dłonią tył głowy i poczułem na palcach strużkę ciepłej krwi. Cholera, w tym wypadku musiałem wrócić do domu. Próbowałem więc powstać, ale strasznie kręciło mi się w głowie. Wszyscy przechodnie omijali mnie szerokim łukiem, pewnie myśleli, że nieźle sobie poimprezowałem. Spojrzałem więc na posadzkę w poszukiwaniu moich kamiennych zdrajców. Ku mojemu zdziwieniu nie znalazłem żadnego z nich, a przecież nie były one takie małe. Nagle, jakiś dobry przechodzień postawił mnie na nogi. Wejrzałem się za siebie, ale nikogo nie zobaczyłem. Dobry przechodniu, nie żartuj sobie ze mnie...! Później położył swoje ręce na moich plecach i popychał w stronę powrotną do mojego domu. Trwało to może przez minutę, po czym przestał. Byłem w szoku. Albo zderzenie mojej głowy z posadzką sprawiło, że tworzą mi się w niej jakieś dziwne fantazje. Stanąłem więc w miejscu i rozejrzałem dokoła dla sprawdzenia sytuacji. Po chwili znowu poczułem, że jestem popychany do przodu, niczym głaz Prometeusza. W końcu zajarzyłem, o co w tym wszystkim biega...
Zacząłem iść coraz szybciej, o własnych siłach w kierunku domu, mimo, że rozrywało mi czaszkę. Każdy postawiony krok sprawiał, że niewidzialny supeł coraz mocniej zawiązywał się na mojej głowie. Ale nie mogłem się poddać, wszędzie szukałem czerwonych włosów. Musiałem ją znowu spotkać i powiedzieć, że właśnie poznałem mojego towarzysza, a raczej towarzyszkę, która chciała mnie chyba zabić. Byłem strasznie podekscytowany i wystraszony równocześnie. Ćpunka miała rację, rzeczywiście łazi za mną duch...!
Rozglądanie się za nią nic nie dało, zaczęło się ściemniać, a ja wyszedłem z parku. Nie miałem już siły biegać po mieście i pytać ludzi, czy nie widzieli dziewczyny z tatuażem w kształcie łzy pod okiem. Postanowiłem pójść już prosto do domu, zamknąć się w moim pokoju i odprawić jakiś rytuał spirystyczny, czy coś.
Zaczęło padać. Począłem więc biec truchtem, żeby być prędzej w domu, nie obchodziła mnie już rana na mojej głowie, ani ta dziwna dziewczyna.
Oczywiście szczęście moje nie odstępowało mnie na krok, więc na najbliższym zakręcie poślizgnąłem się na śliskiej nawierzchni i runąłem jak długi, upadając znowu na głowę, uderzając w to samo miejsce... Cholera jasna! Przekląłem głośno, aby ulżyć bólowi, który wrócił z podwojoną siłą. Z trudem stanąłem na nogi, świat przede mną lekko wirował.
Ale nie poddawałem się, szedłem dalej.
Aż doszedłem do mojego domu, który znajdował się przy wąskiej, unoszącej się ku górze uliczce, pośród podobnych do niego budowli. Otwarłem furtkę, lekko się zachwiałem przy jej zamykaniu i obróciłem w stronę schodów prowadzących do drzwi.
Podszedłem bliżej, aby upewnić się, że od moich dzisiejszych wstrząsów głowy mój wzrok się nie osłabił. Otóż na schodach przed moim domem siedziała nie inna, lecz ta sama dziewczyna, którą spotkałem dzisiaj w parku. Osłupiałem...
-         Dorian! – zawołała i podbiegła, gdy mnie zauważyła.
Patrzałem na nią mętnymi oczami, nie wiedziałem, co się dzieje, co ona tu robi... Za bardzo mnie głowa bolała, żeby myśleć.
-         Mój Boże, Dorianie! Co ci się stało?! – z zaniepokojeniem na mnie patrzała, po czym obeszła dokoła, dokonując dokładnej inspekcji rany.
-         Miałaś... miałaś rację... – wyszeptałem ostatkiem sił, po czym straciłem przytomność.
Niestety nie pamiętam, co dalej miało miejsce.

14 komentarzy:

  1. świetny rozdział :) ciekawa jestem dla czego ten duch tak go pokiereszował ;) i dla czego za nim łazi ;) napisane oczywiście w super sposób aż chce się czytać ;) czekam na następny rozdział ;)) i zapraszam do mnie my-world-stories.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. dodaje do obserwowanych . dziekuje za zaproszenie,zainteresowalo mnie to co napisalas. jak tylko znajde chwilke czasu to zajrze i przeczytam calosc ;D zapraszam ponownie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. wybacz, ale dzisiaj nie przeczytam twoich postów.. jutro obiecuję nadrobić. ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. ciekawie. na razie trudno mi ocenić, mam nadzieję, że pisanie tego opowiadania będzie dla Ciebie ciekawym doświadczeniem. czekam na kolejne rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Niaaah!
    Uwielbiam Cię! Czytałam, czytałam nie słysząc w ogóle co się do mnie mówi [ a darli się niemiłosiernie... ]
    Powtórzę się, ale wielbię Doriana ^^ Jest trochę podobny do mojego głównego bohatera, to poczucie humoru, odrobina cynizmu...
    Rozdział jest niesamowicie wciągający, po przeczytaniu go zaczęłam myśleć że to co ja tworzę to grafomania...
    U mnie niedługo pojawi się piąty rozdział właściwego opowiadania, mam nadzieję, że zajrzysz.
    Pozdrawiam, Kagami :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajneee.. Podoba mi się i mam nadzieję, że szybciutko coś dodasz. Ciekawe.. kurde, ciekawe xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne. Zauważyłam, że już zajrzałeś do naszej kochanej baku- akademii. Haha co my tam wyrabiamy. masz świetny styl pisania można Ci pozazdrościć. naprawdę też piszę bloga na blogerze i bardzo interesowało mnie jaki szablon wybierzesz. A jak wiesz blogger oferuje ich bardo dużo. Czekam na NN twojego wykonu. A przy okazji zajrzyj do naszej akademii i nie zapominaj o nas tam zawsze się coś dzieje. Pozdro.
    Kira

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja tu pazurki obgryzam, czekam na kolejny rozdział a tu od kilku dni nic! Akusiu, nie obijamy się, tutaj publiczność dopinguje i prosi o kolejną porcję duchów! ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Czaaadzik ;D tylko jedno mi się w oczy rzuciło: "Jej tarz przybrała kamienny wyraz twarzy" - a wiatr się rozwiał :P Poza tym naprawdę fajnie, postaram się pamiętać żeby sprawdzać nowe notki ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. szczerze.. ryczeć mi się chce,a piosenka : LP-Iridescent jeszcze bardziej dobija.. <3

    OdpowiedzUsuń

Proszę o rzetelny komentarz dotyczący rozdziału.