1 lipca 2011

Rozdział I


Dorian.
O, jak cudownie, słońce świeciło prosto na mą rozluźnioną, wolną od problemów twarz. Ze źdźbłem trawy w ustach i przymkniętymi powiekami, leżąc na plecach mogłem sobie rozmyślać o czym tylko chcę. Nikt mi już nie mógł przeszkodzić. Ta parkowa, stara, lekko podgnita ławka była moja. Tylko i wyłącznie moja.
Tak myślałem do czasu, gdy usłyszałem te przeklęte, wysokie głosiki rozszalałych bachorów. Oczywiście musiały przyjść spędzać swój wolny czas, tam, gdzie ja, no bo co by beze mnie zrobiły. Entuzjastyczny głos wkraczającego w wiek dojrzewania chłopaczka mieszał się z dwoma rozchichotanymi dziewczątkami. Wielki maczo kurna, od małego zarywa na dwa fronty. Ten ich rozwrzeszczany koktajl wokalny zbliżał się ku mej niespokojnej osobie. Od niechcenia niby otwarłem oczy, które musiałem przysłonić dłonią, by nie zostać porażonym łuną światła słonecznego i wyjąłem trawiastą łodyżkę z ust. Spojrzałem na moich towarzyszy. Tak, jak myślałem – piłka poszła w ruch, aczkolwiek byli dość daleko, więc nie zgrywając totalnego zgreda, zostawiłem ich w spokoju. Niech sobie chłopaczek podryguje wesoło z panienkami, niech unosi do góry ich zwiewne sukieneczki z koronkami, swoją drogą całkiem już zazielenione od trawy, ukazując niewieście gatki. Ja też przez to przechodziłem.
Wspominając te niewinne czasy uśmiechnąłem się do siebie. Bądź co bądź, zostały mi tylko ostatnie szkolne wakacje, które niestety muszę spędzać sam. Wszyscy moi znajomi powyjeżdżali do ciepłych krajów, dziadków, na wieś, obozy i tym podobne. Tylko te beznadziejne elementy, których nie potrafię strawić, zostały w mieście. Taki los takiego mnie.
Ale nie czuję się samotny. Z pewnych względów, których nie potrafię wyjaśnić, mam świadomość, że ktoś nade mną czuwa. Nie, nie wierzę w Boga, aczkolwiek interesowałem się kiedyś zjawiskami paranormalnymi, reinkarnacją, istnieniem aniołów i demonów. Coś z tego we mnie zostało, gdy dowiedziałem się, że ludzie, którzy żyli zgodnie ze wszystkimi moralnymi przykazaniami, w kolejnym życiu rodzą się kotami, które wiodą spokojne i uprzywilejowane życie na miękkiej kanapie, doznające przemiłych pieszczot, zawsze z pełną miską jedzenia. Dlatego teraz tak szanuję te zwierzęta. Należy im się. Uch, właśnie przypomniałem sobie, że zapomniałem nakarmić mojego kiciusia przed wyjściem z domu. Mam nadzieję, że mój młodszy brat o niego zadba. Bardzo jestem ciekaw, co czeka nas wszystkich po śmierci. Chociaż byłem nieco sceptycznie nastawiony do moich zainteresowań, przyznam, że rajcowało mnie to niemiłosiernie!
Och, dzieciaki ucichły. Dla świętego spokoju zerknąłem w miejsce, gdzie wcześniej się zabawiały. Widocznie przeniosły się na nowe terytorium, czując moją aurę niezadowolenia, ponieważ ślad po nich zaginął. W tym wypadku, całkowicie spokojny, odprężyłem się na mojej, powtarzam, mojej ławce, brzuchem do góry i rękami pod głową. Przymknąłem oczy, nie pozwalając promieniom słońca podrażnić moich źrenic. Waleczne to słońce, nieudolnie próbowało się ze mną zaprzyjaźnić malując na moich zamkniętych powiekach kolorowe plamki, które raz po raz odbijały się od siebie. Uwielbiałem to zjawisko. Moja mama zawsze mówiła, że te szklące się kleksy tańczyły ze sobą walca. Ja natomiast stoję przy zdaniu, że to nie walc, tylko pogo. Ale jak kto woli.
Miałem nadzieję, że ten leniwy, nic nie wnoszący do mojego życia dzień będzie trwał wiecznie. No właśnie, miałem nadzieję...
-             Przepraszam! – usłyszałem dziewczęcy głos, prawdopodobnie zwrócony do mnie, ale postanowiłem go zignorować.
-             Halo! Mówię do ciebie! – powtórzyła nieznana mi niewiasta
Nie miałem wyjścia. Zostawiłem w spokoju tańczące pogo plamki świetlne i otwarłem oczy. Słońce nie pozwoliło zobaczyć mi twarzy przemawiającej do mnie osoby, dlatego zmuszony byłem powstać z pozycji leżącej. Usiadłem więc zgarbiony na mojej ławce, przytknąłem dłoń do czoła tak, aby przerwała ten romans moich źrenic ze słońcem i spojrzałem przed siebie. Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale na wysokości mojego wzroku znajdowały się do połowy zasłonięte piersi. Nie wiem, ile trwał przede mną ten całkiem fajny widok, ale raczej krótko, bo dziewczyna natychmiast przykucnęła, abym zobaczył jej twarz, która nie była wcale gorsza, od poprzedniego widoku. Wtedy do mnie dotarło, że jej zaczepka skierowana była do mnie. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, złapała desperacko moich kolan broniąc się przed przechyleniem swojego zacnego ciałka w tył. Towarzyszył temu całkiem donośny krzyk. Ja zareagowałem również szybko i chwyciłem jej rękę pozwalając utrzymać równowagę. Na jej szczęście nie przyrąbała zdrowo o betonową posadzkę.
-             Wybacz... – zaczerwieniła się, głupio jej było.
No w sumie mi też by było, gdybym o mało co nie zrobił z siebie pajaca przed obcą mi osobą. Puściłem jej rękę, a ona uwolniła moje kolana i przez moment obserwowała z nieukrywanym zaciekawieniem powietrze wokół mnie. Przynajmniej takie miałem wrażenie. Po chwili jednak powstała i usiadła obok mnie na mojej ławce, nie pytając nawet o zgodę. Przez ten krótki moment zdążyłem przypatrzyć jej się nieco wnikliwiej. Wyglądała na starszą ode mnie. Na głowie miała burzę czerwonych włosów, na których z jednej strony zwisał delikatny kucyczek związany kolorową gumką ze zwisającą kostką do gry. Wystrzępiona grzywka opadała na duże źrenice koloru morskiego, które nadal wpatrzone były w przestrzeń znajdującą się po mojej prawej stronie. Mimo tego dziwnego zachowania, nie zauważyłem, żeby miała zeza. Pod lewym okiem znajdował się ekstrawagancki, niedużych rozmiarów tatuaż w kształcie łzy. Usta, lekko umalowane czerwoną szminką, rozchylała raz po raz, jakby ze zdziwienia. Jak już wcześniej wspomniałem, ubrana była w pasiastą bluzkę z dużym dekoltem, która miała się na czym trzymać. Krótka, czarna spódniczka opadała ulegle na jej drobne nóżki odziane w czerwone trampki. Chyba dlatego wybrała taki ich kolor, żeby pasowały do jej włosów. Strzelam, bo nie znam się na tych wszystkich zasadach związanych z kolorami. Pamiętam natomiast, jak w gimnazjum dziewczyny śmiały się ze mnie, bo pewnego dnia do kraciastych spodni ubrałem kraciastą koszulę i ponoć wyglądałem jak „rysunek rocznego dziecka” (jakkolwiek rozumieć to porównanie), aczkolwiek mi było wygodnie. Koledzy nawet nie zwrócili na mój strój uwagi, a ja nadal nie rozumiem tej jakże pokręconej filozofii dobierania ubrań. Mniejsza o to. Dziewczyna momentalnie oprzytomniała, gdy tylko przechyliłem swoją głowę w bok. Zwróciła swe oczy na moją osobą a na jej twarzy pojawiło się zakłopotanie.
-             Stało się coś? – zapytałem zupełnie niezobowiązująco, ale wyszło chyba odwrotnie.
-             Czy coś się stało? – powtórzyła moje pytanie.
Wyglądała na zagubioną, ale najmniej mnie to teraz obchodziło. Nie jestem chyba aż tak przystojny, żeby nieznane mi dziewczyny zaczepiały mnie w parku, gdy ja akurat odcinam się od świata leżąc na ławce, dlatego chciałem znać powód zwrócenia na mnie uwagi.  Spojrzałem na nią pytająco, bo nie ukrywam, byłem znużony oczekiwaniem na odpowiedź.
-             Nie znamy się, – to już zauważyłem – ale mam ci coś ważnego do powiedzenia...
-             Czyżby?
-             Ta-ak... A w zasadzie to... – i znowu urwała, wlepiając wzrok w drzewo znajdujące się za mną.
Obróciłem się więc za siebie z nadzieją, że ujrzę coś interesującego, ale niestety stał za mną tylko stary, poczciwy dąb, który znajdował się w tym samym miejscu, odkąd pamiętam. Chyba nie lubiła patrzeć rozmówcy w twarz, taki typ człowieka.
-             A więc słucham.
Chwila konsternacji.
-             Przepraszam, że przerwałam ci odpoczynek, Dorianie, ale w sumie to nic... och!
I w tym momencie zasłoniła usta dłonią. Przyznam, że wyglądało to dość uroczo. Mniej uroczy był już fakt, skąd ta dziewucha znała moje imię. Zmarszczyłem brwi.
-             Nie pytaj proszę, skąd wiem, że twoje imię to Dorian, wyjaśnię ci to kiedy indziej.
-             Kiedy indziej, to znaczy...?
Powoli zaczęło się we mnie gotować za sprawą tej ognistowłosej czarownicy. Z natury jestem bardzo spokojnym człowiekiem, ale takie sytuacje sprawiają, że gdzieś tam we mnie wyłącza się opcja „miłego i spokojnego chłopczyka”.
-             Nawet nie wiesz, jak mi z tym ciężko!
-             Z czym, do cholery? Mówżesz dziewczyno, co ci chodzi po głowie...
Czerwonowłosa westchnęła głęboko, powierciła się troszkę na mojej ławce.
-             Nie mam pojęcia, czy ci to będzie odpowiadać, czy nie...
-             Ale...?
-             Z natury nie lubię rozmawiać z obcymi ludźmi, jestem bardzo nieśmiała.
-             I...?
-             W towarzystwie znanych mi osób bardziej się otwieram, wierz mi.
-             Fajnie.
-             I jak już wspominałam, nie wiem, czy ci się spodoba coś, co ci teraz powiem.
-             Ale co?!
-             Będziesz to musiał przyjąć na klatę jak prawdziwy mężczyzna! – tutaj uderzyła się mocno w pierś.
-             Dajesz.
-             Ale nie będziesz zły?
-             Nie wiem.
-             A więc ci powiem.
-             Powiedz w końcu.
-             Jestem tutaj, żeby pomóc tej biednej, zbłąkanej duszyczce, która się ciebie uczepiła i łazi za tobą od kilku dobrych lat. O, właśnie tej.
Uśmiechnęła się i wskazała palcem w stronę starego dębu, który stał w tym samym miejscu niezależnie od minionych lat.

7 komentarzy:

  1. Witam Cię serdecznie. Po nicku wnioskuję, iż jesteś dziewczyną i mam nadzieję, że się nie mylę. Przeczytałam Twoje opowiadanie. Jestem nim wręcz zafascynowana. Tematyka przypomina mi trochę Bleacha a Dorian i owa dziewczyna Ichigo i Rukię. Ale to tylko moje spostrzeżenia ^^. Chciałabym mieć taki styl pisania jak Ty. Taki lekki, świeży, powodujący, że czytelnik z niecierpliwością czeka na dalszą część, jak na długo wyczekiwany prezent urodzinowy. Gdy już go dostanie jest szczęśliwy jak dziecko, tak ja to właśnie postrzegam. Z takim właśnie odczuciem będę czekała na kolejne rozdziały Twojego opowiadania.
    Postać Doriana spodobała mi się niesamowicie. Po pierwsze uwielbiam to imię, Dorian Gray... <3 Po drugie, ma charakter, za który wręcz mogłabym go ubóstwiać.
    Mam nadzieję, że odwiedzisz mnie na moim blogu, czytając ten skromny twór, który najpierw zrodził się w mojej głowie jako sen, a teraz przybiera coraz więcej wyrazistych kształtów. Byłabym wdzięczna gdybyś zostawiła swoją opinię o mojej twórczości i powiadamiała mnie, gdy coś nowego zamieścisz.
    PS. Dodaję do linków, z wielką chęcią.
    Pozdrawiam, Kagami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo "lubię to", w wersji flash czy nie ;)
    A.

    OdpowiedzUsuń
  3. podoba mi się :) masz bardzo orginalny styl pisania, którym na pewno przyciągniesz czytelników ;) nie za bardzo lubię tematykę duchów (bo trochę się ich boję ;p) ale inne paranormalne rzeczy mi odpowiadają ;) to opowiadanie zapowiada się ciekawie więc w wolnym czasie na pewno będę tu wpadała ;)
    pozdrawiam i zapraszam również do mnie ;)
    my-world-stories.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. świetnie, naprawdę :) wciąga, a przy tym czyta się lekko i przyjemnie! I potrafisz opisywać rzeczy zwykłe w sposób... niezwykły!

    OdpowiedzUsuń
  5. twoje opowiadanie + MTV rock. <3
    jednak prosiłabym o zmianę czcionki, bo strasznie wali w oczy, o-o

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobra jesteś.Ciekawa fabuła,ładnie opisane i w ogóle wszystko super.Czytam dalej

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadzam się z poprzednikami, świetne opowiadanie.:)
    Na pewno przeczytam resztę i czekam na dalszy ciąg.:D

    OdpowiedzUsuń

Proszę o rzetelny komentarz dotyczący rozdziału.