16 lipca 2011

Rozdział III


            Laylana.
            Znowu mam luki w pamięci, nie pamiętam poszczególnych zdarzeń, czasem nawet twarzy. Cholerny demon. Straciłam część mojej duszy, przez co nie potrafię ułożyć wczorajszego dnia w całość, brakuje kilku elementów do układanki. Zawsze tak mam po obudzeniu się. Mam nadzieję, że przypomni mi się, dlaczego tutaj trafiłam. Pamiętam dokładnie spotkanie z nią, oraz z tym chłopakiem, ale godzina przed uśnięciem wyleciała mi z głowy. Nienawidzę tego uczucia...
            Dopiero co się obudziłam. Słońce już na dobre wdzierało się między nieszczelne żaluzje, przez co musiałam zmrużyć i potrzeć dłonią oczy. Siedziałam na krześle, oparta do połowy o metalowe łóżko, na którym spoczywał brązowowłosy chłopak z bandażem dokoła głowy. Jeszcze spał, oddychał głęboko. Widziałam jak jego klatka piersiowa unosi do góry kołdrę, która go okrywała. Usta miał delikatnie otwarte, a jego lekko żółta twarz zdawała się być z kamienia. Nagle nerw na jego skroni delikatnie zapulsował, jednak nie zbudził go. Zrobił to bezszelestnie, niczym niezauważony złodziej, który wziął to, co chciał i uciekł. Nie chciałam go stawiać na nogi. Widać było, że wypoczywał po ciężkim dniu.
            A ja nadal nie miałam pojęcia, co dokładnie się stało, gdy uciekłam zdenerwowana z parku po spotkaniu z nim. Wyprostowałam się na krześle i przeciągnęłam, szeroko ziewając. Miałam wrażenie, że zaraz wyleci mi szczęka... Wstałam więc w nadziei, że znajdę w tym pokoju coś ciekawego, czym mogłabym się zająć do czasu, gdy Dorian się przebudzi. Obracając się na pięcie i... stanęłam twarzą w twarz z białowłosą dziewczyną. Wystraszyłam się, serce podskoczyło mi do gardła, ale wkrótce przypomniałam sobie, że to przecież dusza, która pałętała się za obecnym w pokoju chłopakiem.
-         Och, witaj, przestraszyłaś mnie! – rzekłam do niej. – Odzwyczaiłam się trochę od duchów...
Duszyczka odsunęła się nieco ode mnie i uśmiechnęła.
            Corinne, bo tak miała na imię owa istota, miała duże niebieskie oczy, które z pewnego powodu smutno spoglądały na otaczający ją świat. Długie, srebrne włosy okalały jej drobne ciało na plecach i piersiach, a uśmiech dekorował bladą, zbolałą twarz. Ubrana była w zwiewną, białą sukienkę, która zdecydowanie dodawała jej uroku.
            Ja, jako strażnik dusz, mogłam ją widzieć, dotykać i rozmawiać z nią. Jednak nie należała do mnie, nie była pod moją opieką. Nie mogłam ulżyć w cierpieniu, jakie przynosił jej ten świat. Wiem tylko, że nikt jej jeszcze nie próbował pomóc
-         Jak myślisz, jest zły o to, że zrobiłam mu taką krzywdę? – zapytała cichutko swoim dźwięcznym głosem, wskazując na obandażowanego szatyna.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, nie miałam pojęcia o uczuciach Doriana. Nie znałam też motywu, dlaczego go tak poturbowała, ale nie długo czekałam na odpowiedź.
-         Wiesz... – zaczęła smutnym tonem. – Nie chciał ci uwierzyć, że istnieję, dlatego w jakiś sposób próbowałam mu pokazać, że miałaś rację. Nie wiedziałam jednak, że to będzie miało taki skutek.
Już sobie powoli przypominałam: po ucieczce z parku, skierowałam się do domu Doriana. Corinne mi powiedziała, gdzie mieszka, czekałam na niego chyba godzinę... Tak, tak to było.
-         Zapomniałaś już, jak to jest być żywym, co? – rzuciłam w stronę białowłosej.
-         Ale... ale to ty mi kazałaś to zrobić! – wybroniła się ściskając swoje drobne dłonie w piąstkę.
-         Naprawdę? – zdziwiłam się. – A to możliwe...
Corinne przytaknęła. Znowu wyszłam na idiotkę przez moje zaniki pamięci. Dorwę kiedyś tego przeklętego demona, zapłaci mi za to. 
-         Masz szczęście, że jeszcze nikt cię nie złapał. Długo tak za nim łazisz? – zapytałam, wskazując na Doriana.
Dziewczyna zamyśliła się.
-         Od kiedy skończył rok życia. – odparła.
Wytrwała. Zastanawiało mnie tylko jedno.
-         Masz jakiś głębszy powód...?
Dziewczyna przymknęła radośnie oczy, z jakiegoś powodu moje pytanie ją uszczęśliwiło.
-         On jest... – nie dokończyła.
W tej właśnie chwili z łóżka dobiegł nas odgłos potężnego ziewnięcia. No proszę nasz książę się obudził.
Corinne, odsunąwszy mnie gwałtownie ręką, stanęła przy Dorianie z troskliwą miną. Jaka szkoda, że on jej nie widział.
            Chłopak przeniósł się do pozycji siedzącej i po otarciu powiek dłonią, spojrzał na mnie z pytającą miną. Ja stanęłam jak wryta, zapewne z głupim wyrazem twarzy, gdyż nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć, dlaczego tu jestem. Sama tego do końca nie wiedziałam, niech nie oczekuje ode mnie niemożliwego. Uśmiechnęłam się do niego życzliwie, ale sądząc po jego minie, był to jakiś krzywy grymas. Po chwili pomachałam doń ręką, a on tylko przymrużył oczy i poprawił opadającą mu na nie długą grzywkę. Przeczesał ją delikatnie palcami, po czym spojrzał na stoliczek znajdujący się obok jego łóżka. Sięgnął więc po leżące na nim dwie wsuwki i okiełznał nimi swoją grzywkę, po czym ponownie spojrzał na mnie, oczekując jakiegoś wyjaśnienia. Sam zauważył po chwili, że nie mam mu nic do powiedzenia, więc postanowił interweniować.
-         Widzę, że po wczorajszej imprezie rodzice nie chcieli cię wpuścić do domu. – rzucił w moją stronę, spoglądając na zegarek.
Było wpół do dziesiątej. Ledwo, co wstał, a już mnie wkurzył.
-         Ja wcale nie byłam naćpana! – broniłam się, wymachując rękoma.
Chłopak uśmiechnął się.
-         Wiem, wiem, żartuję... powiedział milszym już tonem.
Prychnęłam cicho pod nosem.  Kiepski żart.
-         Przepraszam, ale nie pamiętam, jak się tutaj znalazłam. Bardzo mi przykro, jeżeli zakłócam twój spokój, ale widocznie...
-         Zaraz, moment. – przerwał mi i usiadłszy na krawędzi swojego łóżka, złapał się za głowę z niezadowoloną miną.
Widocznie jego wczorajsze zetknięcia z twardym betonem nie dawały o sobie zapomnieć. Przeklął cicho pod nosem ze dwa razy, po czym wlepił we mnie swoje ślepia koloru piwnego. Wyglądał idiotycznie z tymi wsuwkami...
-Wierzysz mi teraz? – zapytałam z nadzieją, że działania Corinne nie poszły na marne.
-         Ależ owszem. – odparł spokojnym tonem. – Ten duszek dał mi nieźle popalić.
-         Za karę, że się ze mnie wyśmiewałeś!
Dorian znowu się uśmiechnął, niby ironicznie, tylko stwarzając pozory dobrodusznego.
-         Dalej tu jest? – zapytał po chwili zamyślenia.
Przytaknęłam. Spojrzałam na Corinne, która nadal z poczuciem żalu wpatrywała się w chłopaka. Zwróciłam się więc do niej.
-         Gdy Dorian stanie się taki, jak ja, będziesz mogła z nim porozmawiać, w porządku?
Dziewczyna uśmiechnęła się.
-         Naprawdę?
-         Owszem, zrobię co w mojej mocy, żeby tak się stało.
Chłopak siedział z zaspaną twarzą na łóżku, dotykając delikatnie obandażowanej głowy, niczego nie zauważając. Jako normalny człowiek, nie mógł słyszeć moich rozmów z duchami. Nie widział ich, a mnie samą spostrzegał jako zamyśloną. 
-         Jesteś strażnikiem dusz...? Dobrze pamiętam? – odezwał się po chwili zamyślenia.
Skinęłam głową i nie odzywałam się. Byłam ciekawa, jak dużo zapamiętał. Zauważył, że chciałam od niego usłyszeć więcej, przybrałam postawę wymagającej nauczycielki, więc po chwili mówił dalej.
-         Jesteś wysłannikiem Boga, który musi ochronić błąkające się po świecie dusze przed wysłannikami diabła... – mówił powoli wpatrując się w podłogę.
-         Tak właśnie.
-         Musisz pomóc tym duszom stać się aniołami, żeby dostały się do nieba.
-         Brawo.
Powtórkę z wczoraj mieliśmy już z głowy.
-         Mówiłaś coś jeszcze?
-         Nie wiem! Nie dałeś mi dokończyć! – prychnęłam.
-         Przepraszam, nie powinienem się tak zachowywać...
Udobruchał mnie. Miał w swoim głosie coś, co potrafiło ukoić moje nerwy. Po chwili z miną zbitego psa spojrzał na mnie.
-         Opowiedz mi coś jeszcze. – poprosił.
Byłam trochę zdziwiona jego odmienną postawą. Ale nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie. Usiadłam więc na krześle, które wcześniej służyło mi za łóżko i złożyłam ręce na kolanach.
- Każdy strażnik ma przydzieloną duszę, którą musi doprowadzić do nieba... Słuchaj, Dorianie. Z jakiś konkretnych powodów ona się do ciebie przyczepiła i to właśnie od ciebie oczekuje tej pomocy.
Chłopak jakby oprzytomniał.
-         Jak mam jej pomóc? Przecież jestem tylko zwykłym człowiekiem! – oburzył się.
-         Możesz stać się jednym z nas.
-         A może nie chcę tego?
-         Widocznie musisz...
-         Gówno prawda. Nic nie muszę. – rzucił i stanął na prostych nogach.
Wskazał na mnie palcem.
-         Jak chcesz tak bardzo temu czemuś pomóc, to sama się tym zaopiekuj. Mam dużo własnych problemów na swojej głowie. – powiedział uniesionym tonem.
Nie rozumiem, dlaczego tak szybko zmieniał zdanie. Zasmuciło mnie to trochę... Czułam, jak się w nim wszystko gotowało. Widziałam w jego obłędnych oczach, że walczy ze swoimi myślami. W pewnym momencie złapał się za głowę i z powodu bólu zmuszony był usiąść z powrotem na łóżku.
            Nagle do drzwi jego pokoju ktoś zapukał. Dorian odburknął tylko, że ma wejść. Klamka się poruszyła i spowodowała, że drzwi się otwarły. Do pokoju wszedł przygarbiony chłopak, z rozczochranymi, brązowymi włosami. Był podobny do Doriana, tyle, że jego twarz była jakby zapadnięta, a pod oczami miał sińce. Był zdecydowania niższy od niego. Z przerażeniem spojrzał najpierw na mnie, potem na Doriana i już miał uciec z pokoju, gdy nagle szatyn podszedł do niego i złapał za nadgarstek.
-         Nico, coś się stało? – zapytał go dobrotliwie.
Chłopaczek zawstydził się i spuścił głowę w dół.
-         Zas... zastanawiałem się kto tutaj jest. Myślałem...- chłopak nazwany Nico zamilkł na chwilę.
-         Co takiego? Nie bój się, mi możesz powiedzieć.
-         No... myślałem, że mama już wróciła z pracy. – odparł cicho.
Dorian zaprzeczył.
-         To ja już wracam do mnie. – rzekł niższy chłopak.
-         Jak czegoś będziesz chciał, to przyjdź do mnie. – odpowiedział Dorian i puścił jego rękę.
Nico przytaknął i wyszedł z pokoju, delikatnie zamykając drzwi.
Dorian przez chwilę nic nie mówił. W pewnym momencie odwrócił się do mnie z poważną miną.
-         To był mój młodszy brat... Cierpi na depresję, nikt nie wie z jakiego powodu. Czasem bywa lepiej, czasem gorzej. Teraz, gdy są wakacje, siedzi całymi dniami w domu, nie ma kolegów.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nigdy nie wiem, co mam robić, gdy ktoś mówi mi takie przykre rzeczy.
- Widzisz... Mam ważniejsze sprawy na głowie, niż pomaganie jakimś tam duszkom. Muszę się nim opiekować, gdy rodziców nie ma w domu. Wybacz, ale nie mogę jej pomóc. – ciągnął dalej.
            Ale on był uparty! Fakt, szkoda mi było jego brata, ale do jasnej cholery, niech się pogodzi ze swoją nową rolą!
            Spojrzałam na Corinne. Usiadła sobie w kacie ze smutną miną.
-         Nie martw się, damy radę. To tylko facet.– rzekłam do niej i znowu zwróciłam się do Doriana.
-         Słuchaj no, księciuniu. Jestem od tego, żeby dać Ci do zrozumienia, że musisz jej pomóc. Bo jak tego nie zrobisz, to możliwe, że jeszcze bardziej roztrzaska ci ten twój ośli łeb, a wtedy już ani jej, ani bratu nie będziesz mógł pomóc!
-         Grozisz mi?!
-         Tak, grożę ci. Do końca twoich dni będzie cię ona prześladować i straszyć. Albo w końcu cię zabije.
-         I dołączę do niej, co? – rzucił z ironią.
-         Ni... – przerwałam.
Przecież nie powiedziałam mu najważniejszego!
-         Dorian! Musisz mnie posłuchać! – błagałam.
-         No, mów. Byle szybko, chcę iść w końcu do łazienki.
Co za dupek.
-         Błąkanie się duszy po naszym świecie oznacza to, że zakończyła swoje życie samobójstwem. Jest to grzech, więc musi za niego odpłacić. Ona tutaj cierpi. Chcesz ją tak zostawić na pastwę losu?
-         Trzeba było się nie zabijać. – rzekł złośliwie i ruszył w kierunku drzwi.
-         DORIAN! – krzyknęłam i złapałam go za dłoń, próbując zatrzymać.
Na daremnie. Chłopak wyrwał mi się i wyszedł z pokoju. Ruszyłam za nim, krzycząc, że ma tego tak nie zostawiać, że ma się zgodzić. Nie słuchał mnie.
            W pewnej chwili zauważyłam, jak Corinne wkracza do akcji. Wyprzedziła mnie i dogoniła Doriana. Nieoczekiwanie złapała parasol, który zawieszony był na wieszaku i bez żadnego zastanowienia podłożyła mu go pod nogi. Zadziałało. Ten uparty osioł runął do przodu na ziemię jak długi. Przeklął głośno.
-         Dobra, DOBRA, zgadzam się, ale dajcie mi święty spokój! – krzyknął ze złością.
Ucieszona, podbiegłam do niego, aby pomóc mu wstać.
-         Poradzę sobie. – rzucił mężnie. – Pomogę jej, zostanę tym strażakiem, czy tam strażnikiem...
-         Prawidłowo! – zawołałam radośnie.
-         Pozwól mi tylko iść do łazienki.
Z uśmiechem na twarzy przytaknęłam i puściłam go wolno. Chłopak obrzucił mnie ponurym spojrzeniem i wszedłszy do łazienki, zatrzasnął głośno drzwi.
            Jeden z moich obowiązków już spełniłam. Mam nadzieję, że Bóg przyjmie go pozytywnie. Pomodlę się za niego, żeby nie musiał cierpieć tak, jak ja. Boję się tylko, że za pięć minut znowu zmieni zdanie. Wtedy to chyba go uduszę.
-         A włascywie, to jak mas na imie? – zza drzwi łazienki dobiegł mnie jego głos. Właśnie mył zęby, dlatego brzmiał tak zabawnie.
Laylana! – zawołałam. – Ale możesz mówić do mnie Layla.




Kochani czytelnicy! To dopiero trzeci rozdział, więc mam do Was serdeczną prośbę. Jeżeli podoba Wam się moje opowiadanie, proszę o dodanie linka do mojego bloga w Waszych notkach, na portalach społecznościowych, czy gdziekolwiek zechcecie. Bardzo zależy mi na zebraniu dużej ilości czytelników, gdyż powoduje to, że chce mi się pisać coraz więcej, a niestety sama nie jestem w stanie dobrze go rozreklamować. Liczę na Was! I dziękuję za komentarze :)

7 komentarzy:

  1. świeeeetne. *-*

    nie pisz, że nie możesz go dobrze go rozreklamować, bo możesz, zobacz sb, np.. na Poppy. ona ma ok. 600 obs. tylko i wyłącznie z własnych działań. więc.. nie mów, że sama nie dasz rady! jeżeli chcesz, mogę zrobić Ci buttona na bloga. a wtedy łatwiej będzie innym wstawiać twojego linka. jakby co to pisz, na moim blogu lub :deploree.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. super :D Podoba mi się determinacja Layli ;) dziewczyna nie podda się tak łatwo jeśli chodzi o uratowanie duszy i to jest fajne ;) ciekawa jestem tylko dla czego ten duch wybrał akurat Doriana i dla czego nie dokończyłaś pisać tego zdania ?:(
    ale czekam z niecierpliwością na resztę ;D
    a co do czytelników to nie masz się o co martwić bo masz świetny styl i takie dobre opowiadanie na pewno wkrótce stanie się sławniejsze ;D
    życzę powodzenia ;D
    my-world-stories.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. nie ma za co to dla mnie przyjemność. <3
    myślę, że czcionka powinna być jak najzwyklejsza, możesz kierować się zwykłymi literami z 'realnej' książki, np. (akurat teraz czytam) "naznaczona" czcionka jest bardzo fajna,dzięki której szybciej się czyta i rozumuje. ;)
    ahh, nie wykorzystujesz. uwielbiam robić tego typu rzeczy. ^^.

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest coraz lepsze pisz dalej a ja postaram sie to zareklamować zgoda?

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam jak piszesz :) naprawdę. Nie wiem jak to robisz, ale chce mi się czytać od początku do końca. Może to przez bohaterów albo twój styl... no nie mam pojęcia. Dodaję do linków, a jak już będziesz miała swojego buttona to sobie wkleję :] czekam na następny rozdział!
    Imloth z na-rozstajach-drog.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń

Proszę o rzetelny komentarz dotyczący rozdziału.